Nie da się ukryć, że żyjemy w dziwnym kraju. Nie chcę już pić do tego kto nami rządzi bo to świadomy wybór tej większości, która przeważyła w wyborach, ale do tego jak wyglądają u nas zarobki.
Prawda jest taka, że jeśli chcesz pracować a masz pecha to pozostają 3 wyjścia: - pracujesz na umowę o dzieło i pracodawca ewentualnie płaci Twoją zaliczkę na podatek dochodowy - pracujesz po zaniżonych kosztach - to znaczy, masz umowę na 1/4 etatu, zarabiasz 700 zł a resztę otrzymujesz pod stołem. - pracujesz na czarno i modlisz się o to by nic Ci się nie stało oraz by stosunki z pracodawcą były zawsze jak najlepsze
Czy nie jest to zastanawiające? Co zmusza ludzi do takiej pracy i pracodawców do wystawiania takich ofert?
Koszty. Koszty, które są po prostu horrendalne. Mocno wierzę, że sytuacja się kiedyś zmieni i koszty utrzymania etatu to nie będzie kwota 18,7% wypłaty netto (dla pracownika) i 19,8% tej samej kwoty dla pracodawcy, kiedy składki emerytalne będą faktycznie opłacalne a ubezpieczenie zdrowotne będzie jednakowe dla wszystkich.
O co mi się rozchodzi? A o to, że faktycznie przez te wszystkie opłaty każdy z nas zarabia o wiele mniej co znaczy o wiele za mało. Dla przykładu: Pracując przez rok czasu na pełnym etacie i zarabiając miesięcznie 2 000 zł brutto - łącznie zarabiam 24 000 zł. Z tego 4 490 zł w ciągu roku zabierane jest mi na ZUS. W tej pokaźnej sumce jest 1 560 zł na składkę rentową, 2 340 zł na składkę emerytalną oraz 558 zł składki chorobowej. Żeby nie było zbyt różowo, na koniec roku muszę oddać 1 428 zł urzędowi skarbowemu ponieważ w tym kraju zarabianie na siebie jest ciężkim i surowo karanym grzechem. Po tym wszystkim w skali roku zostaje mi 16 374 zł. Jak warto policzyć, po drodze uciekło 7600 zł. Obrazowo rzecz ujmując - przez prawie 4 miesiące pracowałem za darmo, bo wszystko to co zarobiłem poszło na opłaty!
Nie liczę tutaj jeszcze 4 759 zł, które pracodawca również opłaca w ramach ZUSu.
Pomijamy teraz wersję optymistyczną, ponieważ jeśli chcesz zarabiać więcej to masz dodatkowy problem - stawki podatku dochodowego, które są ruchome i gonią Cię byś nie miał za dużo.
Na czym to polega? Jeśli zarobisz ponad 37 024 zł netto (~ 3 100 zł netto miesięcznie) pracujesz w ciągu roku przez ponad 2 miesiące aby opłacić 6 500 zł samego podatku dochodowego.
Jeśli trafiła Ci się na prawdę dobra praca masz jeszcze gorzej, po przekroczeniu progu 74 048 zł netto ( ~6171 zł netto miesięcznie) płacisz 17 612 zł podatku dochodowego, co daje niemalże 3 miesiące (dokładnie 2,85 miesiąca) pracy na sam podatek dochodowy.
Po tych obliczeniach prawdę mówiąc nie dziwię się większości pracodawców, że tak sceptycznie podchodzą do zatrudniania ludzi, że tak walczą o każdy grosz szukając oszczędności gdzie tylko się da, ale powoli zaczynam się dziwić i to dziwić niepomiernie, dlaczego tutaj pracuję?
Po to by w ciągu 5 dni roboczych odrabiać 1.5 dnia pańszczyzny? (jak to policzyłem - 4 z 12 to 30% a 30% z 5 to 1.5).
Kiedy sobie pomyślę, że cały poniedziałek i pół wtorku pracuję po to by opłacić kiepską oraz niemiłą obsługę medyczną i na koniec dostać zaniżoną emeryturę to po prostu przestaje mnie dziwić masowa emigracja i to, że młodzi mają w głębokim mniemaniu to co tu się stanie.
Być może dla Ciebie też nastała pora by sprawdzić ile tracisz na pracy w Polsce?